środa, 28 stycznia 2015
Rozdział 14 ,,'Cause if is real your love will never die''
Staliśmy w korku jakieś dwie godziny. Każdy miał dość. Niall był strasznie głodny, więc ubłagał Liama i Harrego żeby z nim poszli. Po przeczytaniu SMS, którego treść brzmiała tak:
Wiem gdzie jesteś. Odpocznij sobie kochanie, ale pamiętaj to nie koniec. Jeżeli kiedykolwiek komuś coś piśniesz na temat mnie nie żyjesz. Spotkajmy się w sobotę na tyłach mojego domu... Jeśli nie przyjdziesz to zobaczysz na co mnie stać.
I co tu robić. Nie chce nikogo narażać na niebezpieczeństwo, ale co ja zrobię.
- My idziemy się przewietrzyć. Jakbyście się daleko oddalili to dzwońcie.- krzyknął Zayn. Louisa gdzieś zabrakło, więc jestem sama. Z nadmiaru emocji znowu się rozpłakałam. To okropne. Czego on ode mnie chce, to jest pytanie. Kasy? Nie zbyt przecież jest bogaty. Miłości? Może mieć każdą, a ode mnie jej nigdy nie dostanie. Czytałam treść wiadomości kilka razy, niestety ani razu się nie zmieniła.
- Is co się dzieję?- zapytał Louis siadając koło mnie.
- Nic.
- Jak to? Przecież widzę.- mówił.
- Nie mogę ci powiedzieć.- Chciałam wyznać komuś co jest granę, ale w miarę szybko się kapnęłam, iż mogę mieć podsłuch.
- Nie ufasz mi?- tym razem jego słowa do mnie trafiły. Jeżeli nie powiem mu prawdy to go zranię.
- Ufam ci, ale nie mogę ci powiedzieć.
- Dlaczego?
- Ktoś mi zakazał.
- Co? Isabelle mów co jest grane inaczej sam się dowiem, a wtedy może być trudno.- poirytowany siedział koło mnie. Podałam mu telefon z wyświetlonym SMS.
- Co to jest?- dopytywał się. Nic nie odpowiedziałam.
Kiedy to dostałaś?
- Kilka godzin temu.- wydukałam.
- Mnie możesz zaufać, jesteś dla mnie ważna. Jak nikt inny.- szepnął przytulając mnie.
- Ufam ci.
Nie odzywaliśmy się już. Byłam na siebie wkurzona, że nie potrafię poradzić sobie sama ze swoimi problemami i ciągle płacze. Zdaje mi się, że usnęłam.
*Louis, dwie godziny później*
Nie chciałem budzić Is, która najwyraźniej dużo nie spała w nocy. Staliśmy w korku dobre cztery godziny i nic. Chłopaków nie było, a Perrie i Zayn odbywali widocznie podróż miłości. Isabelle stała się dla mnie kimś ważnym. Mimo krótkiej znajomości wydaję mi się, że trwa ona wieki. Zaufała mi co jest dla mnie najważniejsze. Martwię się o jej bezpieczeństwo. Ten cały Bradley to świr i zbok. Tylko te dwa określenia do niego pasują.
Dziewczyna, która jeszcze kilka minut temu spała na moich kolanach zaczęła się budzić.
- Przepraszam.- szepnęła.
- Nic się nie stało.- wiedziałem o co jej chodzi, więc szybko odpowiedziałem.
- Długo cie gniotłam?- zapytała.
- Godzinkę, ale jesteś taka lekko, więc nie przeszkadzałaś mi.- powiedziałem.
- Nadal stoo.....- nie skończyła bo bus zaczął jechać.
- Już nie.- Wtedy do busa wsiadła cała piątka.
- Jak mogliście z nami nie iść!! Lamusy!!- krzyknął Niall.
- Niall, debilu zamknij się. Nie widzisz, że oni coś no ten tegas kręcą ze sobą.- rzekł wkurzający Harry.
- Ta.
- Nie wiem jak wy, ale mamy jeszcze z godzinkę, więc idę się zdrzemnąć.- stwierdził Niall
- Mam pytanie, ale kto prowadzi samochód?- zapytała Isabelle.
- Kierowca, a niby kto?- drażnił się z nią Harry.
- Daj już spokój.- wybawiłem Is.
Nie wiem jak i kiedy tak szybko minął mi czas no, ale już po kilku chwilach dojechaliśmy. Kierowca wywalił nas wraz z rzeczami przed domkiem w środku lasu. każdy wziął swoją torbę i otworzyliśmy drzwi.
- Jak tu pięknie!- krzyknęła zachwycona Perrie.
- Ślicznie.- pisnęła Isa.
- Zaklepujemy pokój na górze- zaklepała Pezz biorąc pod rękę drugą dziewczynę. Mało nie pospadały ze schodów. Na twarzy Zayna było widać smutek? Nie wiem jak to określić. Liam było nieco zdołowany.
Podzieliliśmy się pokojami i wyszło, że śpię z Liamem. Pech. Cały czas będzie się wściekał: ,, A weź posprzątaj te ciuchy"
Domek był dla niektórych duży, a dla innych mały. Wiadome, iż jak na chatkę w lesie spory. Na dole była kuchnia. Na środku stał duży stół, a przy ścianach szafki, lodówka. Pokój obok to mini salon, a inne na parterze to dwie sypialnie i łazienka. Piętro wyżej dziewczyny miały sypialnie, a obok nich samotny Niall i dwie łazienki oraz balkon.
Z tyłu mieścił się basen i taras. Wbiegłem do swojego i Liama pokoju i zostawiłem rzeczy. Wszyscy siedzieli na tarasie. Dziewczyny poszły się przebrać, a ja wskoczyłem prosto do basenu. Po chwili każdy zrobił to co ja. Nawet Isabelle weszła, bała się, dlatego siedziała zaraz na schodkach. Podpłynąłem do niej i złapałem ją za rękę, ta delikatnie zeszła z drabinki i złapała mnie się za ramie. Dobrze, że nikt nie zwracał na nas uwagi bo pewnie zawstydziłaby się.
- Tu jest naprawdę płytko.- szepnąłem.
- Przepraszam...
- Nie przepraszaj, bo nie wiem za co..
- Jesteś taki miły.- uśmiechnęła się.
- Ja?- zapytałem ze zdziwieniem.
- Widzisz tu jeszcze kogoś z imieniem Louis?
- No ja.- drażniliśmy się.
- Dziękuje ci za ten... wypoczynek..- dukała z rumieńcami na policzkach.
- Nie ma za co..
Nieco później stała już sama, a właściwie pływała, gdy zrobiło się ciemno wyszliśmy z basenu i podążyliśmy do kuchni. Dziewczyny zrobiły jedzenie, które wszystkim smakowało, a potem Zayn i Harry poszli sprzątać. Bardzo miło spędziliśmy również wieczór. Harry puścił dobre komedie. Na jutrzejszy dzień zaplanowaliśmy wycieczkę do lasu. Już się boje. koło godziny pierwszej większość się zmyła w tym Isabelle. Od czasu, gdy ją ujrzałem nie mogę od niej oderwać oczu. Jest taka piękna, mądra. Żałuje, że postąpiłem tak, a nie inaczej. Żałuje, że dałem się wplątać w ten chory układ. Po prostu ŻAŁUJE. Ona mi ufa, a ja na każdym kroku ją kłamie. W salonie został tylko Harry i Niall, więc również postanowiłem się zmyć. Wziąłem gorący prysznic i ułożyłem się w łóżku. Długo się kręciłem, aż zbudziłem Liama.
- Stary idź spać.- fuknął.
- Nie mogę.
- Pewnie myślisz o Isabelle...- mówił.
- A żebyś wiedział.
- Czyżbyś się zakochał?- zapytał.
- Nie... po prostu jest mi jej szkoda. Niczemu nie jest winna. Ona mi najbardziej ufa zdradziłam mi swoje tajemnice..
- To wykorzystaj to, a nie ślęcz w tym toksycznym związku z Eleanor, która wszystko psuje.
- Sam nie wiem...- Liam już nic nie mówił. Kolejny raz zasnął. Wkrótce ja również pogrążyłem się we śnie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hej. Widzę, że sprawa z SMS nieco się rozjaśniła..... Jak myślicie Louis przekona się do Isabelle?
Mam dla was konkursik bez nagród xD Zainteresowani pod tym postem napiszą wiersz, który w najbliższym czasie napisze Isabelle. Wybiorę jeden najładniejszy. Jeżeli nie wybiorę akurat waszego proszę nie zrażajcie się <3 :* Bd dużo takich okazji :* <3
Next w piątek, albo sobotę :* <3
poniedziałek, 26 stycznia 2015
Rozdział 13 ,, There’s a power in what you do Now, every other day I’ll be watching you''
*Isabelle*
- Oooo-nn... On tu byłłl.- jąkałam się.
- Ten skurwiel Bradley? On cie pobił?-pytał zdenerwowany.
- Ta-taa-taak.-szepnęłam.
- Spokojnie, to już się nie zdarzy. Nigdy. Obiecuję, a teraz chodź.- mówił prowadząc mnie za rękę do samochodu.-Jak ja mogłem przecież jedyny o tym wiedziałem. Czemu ci nie pomogłem?- coś tam szeptał pod nosem.
- To nie twoja wina.- odezwałam się.- otworzył mi drzwi i podał chusteczkę.
- Mam świetny pomysł. W poniedziałek z chłopakami, Sophie i Perrie, jedziemy na takie jakby domki letniskowe. Odpoczynek przed trasą. To jest w lesie, tam cie nie znajdzie,a ty odpoczniesz przez tydzień.- proponował.
- Louis, dziękuję ci bardzo, ale ja mam pracę...- nie dokończyłam.
- Twoja szefowa widziała cie dzisiaj?
- Tak.
- Jeżeli jest w miarę normalna to zrozumie cię i twoją nieobecność.- wsiadł do auta i odjechał.- Teraz pojedziemy do mojego domu.
- Nie chce żeby ktokolwiek mnie teraz widział.- mruknęłam bardziej do siebie.
- Nikogo nie ma i nie będzie.- gdy z jego ust padły te słowa nieco odprężyłam się.
- To na pewno nie problem dla ciebie?- zapytałam.
- Ty i problem? Nieee. Nigdy.
- Hah nie rozumiem życia, ale okay.
- Wkrótce zrozumiesz jego sens.
Jego mądre słowa są dla mnie niczym sama nie wiem co. Jednak mam szczęście.
W radiu leciała nowa piosenka Ellie Goulding Love me like you do. Nigdy nie czułam tej miłości więc no cóż ta piosenka do mnie nie pasuje, jednak jest w niej coś przyciągającego.
- No i już jesteśmy.- chłopak wysiadł z samochodu i otworzył mi drzwi. Moim oczom ukazała się znajoma już villa. Na podjeździe stało tylko auto Louisa. Nie kłamał. Nikogo nie ma.
- Chodź.- zawołał mnie. Szłam lekko chwiejąc się. Nic dziwnego, przecież moją nogę zdobił fioletowy siniak.
Otworzył drzwi i weszliśmy do ogromnego korytarza. Zaproponował mi coś do picia. Miałam ochotę na najzwyklejszą herbatkę tak więc kilka minut później właśnie ją piłam.
- Oglądamy coś?
- Oczywiście.
Tak świetnie się bawiąc spędziliśmy kilka godzin. Zapomniałam o bólu. Później Louis odwiózł mnie do domu za co byłam mu wdzięczna. Gdy wysiadałam z auta ten zamiast odjechać również wysiadł.
- Isabelle jesteś czarująca dziewczyną. Masz dobre serce i niczemu nie jesteś winna. To nie twój wybór, że urodziłaś się w takim domu. Uwierz mi na słowo.- szepnął, a jego dłoń była na moim nie bolącym policzku.
- Ty naprawdę tak uważasz?.- zapytałam tak cicho, że tylko on mógł usłyszeć.
- Tak, a teraz idź do domu bo zmarzniesz. Przyjadę po ciebie w poniedziałek o 10:00. Dobranoc.- Pocałował mnie w policzek i odjechał, a ja nadal stałam oszołomiona w tym samym miejscu.
Cudowny chłopak.
* Rano*
Od kilku godzin byłam na nogach. W nocy spałam może godzinkę. Ta sytuacja wieczorem.... to było dziwne, ale miłe z jego strony.
- Jeszcze tylko dopieczemy ciasto i włożymy deser do lodówki.- powiedziała ciotka. Dzisiaj na kolacji mają pojawić się państwo Finnick. Cztery osoby+ trzy. jest to ważne spotkanie dla Alan, więc z Aną bardzo się staramy.
- Ciociu ja to dokończę, a ty idź się przygotować i trochę odpocząć.- oznajmiłam.
- Dobrze. W końcu mamy jeszcze tylko pięć godzin.- wybuchnęłyśmy śmiechem
Po skończonej pracy poszłam na górę, aby przygotowac swoje ciuchy. To nie jest jakiś bankier czy impreza, ale nie wypada przyjść w dresie. Wybrałam czarną sukienkę i buty, oraz inne bibelotki.
Resztę dnia spędziłam na pomaganiu ciotki i sprawdzaniu wiadomości na laptopie. Koło szesnastej poszłam się ubrać. Makijaż, kąpiel co tu dalej mówić.....
Po godzinie siedemnastej usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Alan, wystrojony w czarny garnitur poszedł otworzyć. Wraz z ciotką dołączyłyśmy do niego. Po chwili moim oczom ukazały się cztery osoby. Pani Finnick ubrana w kremową sukienkę, Pan Finnick podobnie do wujka w garniturze,a za nimi dwie dziewczyny. Na moje oko w podobnym do mnie wieku.
Wszyscy zaczęli się witać. Do mnie jak pierwsze podeszły dziewczyny ubrane w prześliczne sukienki. Brunetka w czarną, a jej siostra blondynka w białą.
- Hej jestem Allice.- przywitała się blondynka.
- Cześć,a ja Rachel. Jej starsza siostra.-wskazała na uradowaną Allice.
- Miło mi was poznać. Jestem Isabelle.- podałam im dłoń.
- Nam również. Strasznie nie lubimy takich kolacji. Same nudy, ale dzięki tej zyskałyśmy nową koleżankę.- mówiła tym razem Rachel.
- Ja też nie przepadam,ale mój wujek i ciotka tu rządzą.- parsknęłyśmy śmiechem.
- Więc nie jesteś ich córką.?- pytała się
- Nie... po prostu moi rodzice nie interesowali się moim losem, a ciotka mnie przygarnęła. Mieszkam tu dopiero od tygodnia..- opowiadałam.
- To smutne. W pewnym sensie my mamy podobnie. Rodzicom zależy tylko na kasie, a my trzymamy się razem i jak widzisz jesteśmy jak przyjaciółki. - wskazała na Rachel.
- Dobra chodźmy na kolacje,a potem jeżeli zechcecie to zamiast tu siedzieć możemy pójść do mojego pokoju.- zaproponowałam,a dziewczyny potaknęły.
po zjedzonej kolacji w dziwnej atmosferze pobiegłyśmy na górę.
- Witajcie w moich skromnych progach.- pokazałam na przestrzeń.
- Ładnie tu. My mamy dwie sypialnie, ale gdy rodziców nie było połączyłyśmy je.- zaśmiała się Allie.
- Tak w ogóle to ile macie lat.- zapytałam
- Ja osiemnaście, a młoda szesnaście.- wytłumaczyła Rachel.
- Wow witaj w klubie Rachel- przybiłam jej piątkę.- mam siostrę, która też ma szesnaście.
- Rozumiem, że mieszka z rodzicami?- zapytała Allie.
-Allice!-upomniała ja Rach.
- Tak, jest ich ulubienicą. Nigdy nie miałam z nią dobrych kontaktów.
- Czym się interesujesz? Musimy się lepiej poznać.... Co nie?- dopytywała Allie.
- Trochę śpiewam, tańczę, ale to wszystko dla siebie. Jeszcze czasem biegam.- mówiłam
- Wspaniale!!-pisnęła blondynka.
- Uspokój się!- uderzyła ją lekko w ramię Rach.- przepraszam za jej piski, ale często biegamy i przynajmniej ona uwielbia śpiewać....
- Nic się nie stało. Może coś zaśpiewamy? Mój pokój jest najbardziej oddalony od jadalni, więc nie będzie nas słychać...- zaproponowałam.
- Jasne.- zgodziła się Allie
- Ok. Tylko co?- zapytała Rachel.
Wybierałyśmy kilka minut i śpiewałyśmy kilka godzin. Normalnie wspaniałe dziewczyny. Znamy się od godziny siedemnastej, a już kochamy. Świetne. Koło dwudziestej drugiej Rachel i Allice zaczęły się zbierać. Na pożegnanie przytuliłyśmy się i wymieniłyśmy się telefonami. Obiecałam, że kiedyś się spotkamy. Pomogłam ciotce w zmywaniu i właśnie w tej chwili przypomniałam sobie o wyjeździe. Najgorsze jest to, że się nie spakowałam! Znalazłam walizkę i wpakowałam kilka koszulek, spodenki, spódniczki, strój kąpielowy, kurtkę.... Dużo rzeczy, ale wszystko. Po północy wzięłam prysznic i położyłam się do łóżka. Zasnęłam.
Rano, a właściwie nad ranem wstałam i ubrałam się w bluzkę ze słodkościami i spodenki oraz miętowe buty. Telefon włożyłam do kieszeni, zabrałam walizkę i kosmetyczkę. Ściągnęłam ją powoli po schodach. Nie chciałam nikogo budzić, gdy nagle z za ściany wypadła ciotka.
- Już się wyprowadzasz?- zapytała rozbawiona.
- Nie, nie. Po prostu sama nie wiem dlaczego to robię, ale moi nowi znajomi są bardzo towarzyscy i zaprosili mnie na mini wakacje...- tłumaczyłam się.
- Ok, skończ i zjedz śniadanie.- ponagliła mnie.
- Dobrze.- zgodziłam się i poszłam do kuchni. Na stole leżały kanapki. Mhmm. Szybko je zjadłam i za nim zdążyłam się obejrzeć na podjeździe stało duze auto. Wybiegłam z domu z walizkami. Zdążyłam jeszcze dać ciotce buziaka .
- Isa!!- pisnęła Perrie i pobiegła mnie przytulić.
- Perrie!!-krzyknęłam.
- Z nami się nie przywita- fuknął Harry.
- Ojj chodź tu do mnie Hazzuś.- pocałowałam go w policzek i przywitałam się z innymi. Chłopaki włożyli do bagażnika moje bagaże i ruszyliśmy.
- Czemu ty Perrie nie możesz się zmieścić w jednej walizce jak Isabelle?- zapytał Zayn.
- Bo nie mogę- udała focha.
- Sophie nie jedzie?- zdziwiłam się.
- Niestety nie. Pojechała do rodziny.- mruknął Liam.
- Przykro mi.- przytuliłam go.
Każdy gadał jak najęty w tym ja, aż do momentu SMS.........................................................................................................................
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hi :* Co myślicie o wyznaniu Lou ?? <3
miał być we wtorek, ale musiałam wam coś wynagrodzić..... Co do nexta to nowy bd w czwartek.....lub środę i piątek.... Wszystko zależy od lekcji itp.... Zajrzyjcie do ,,bohaterowie'' :***** :***
Kocham was <3
Ps: Chciałabym jakby to napsiać no ok, a więc chciałabym sprawdzić ile was jest więc jeżeli możecie za co bd wdzięczna komentujcie ten rozdział !!!
sobota, 24 stycznia 2015
Rozdział 12 ,, You say I'm crazy Cause you don't think I know what you've done..''
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
straszne....
* Isabelle*
- To dosyć długa historia... związana z moją gorszą i straszą stroną... Nie lubię się nikomu żalić bo wtedy czuje się słaba...- tłumaczyłam z łzami w oczach.
- Nie jesteś słaba. Potrzebujesz po prostu pomocy ze strony przyjaciół. Opowiedz mi o tym.- Pocieszał mnie. Znowu.- jeżeli chcesz.- dodał po chwili.
- Mogę ci to opowiedzieć.... Gdy kiedyś wspominałam, że nie miałam przyjaciół kłamałam. Miał przyjaciółkę Lenę. Poznałyśmy się na kolacji z jej rodzicami. Nie ufałam jej, ale na następnej zgadałyśmy się co do naszego życia i okazała się mieć te same problemy. Nasza przyjaźń trwała około czterech lat. Tego dnia miałam się z nią spotkać. Chciałyśmy razem uciec do innego kraju. Obie nienawidziłyśmy Bradleya. Jego ojciec coś zdziałał i od tamtego dnia już jej nie spotkałam. - opowiadałam.
- To straszne... nie wiem co powiedzieć.
- Najlepiej daj mi skończyć. Razem wpadłyśmy w tarapaty. Narkotyki. Razem się ratowałyśmy. Skończyłyśmy z tym. Pomogła mi. W najgorszym czasie...
- Co się takiego stało?
- Miałyśmy wspólnego kolegę Dan'a. Był dilerem. Pewnego dnia, a właściwie wieczora zobaczyłam go jak podciął sobie żyły.- rozpłakałam się, a on przytulił mnie.
- Boże już nic nie mów.- mówił szeptem. -Rozumiem cie w stu procentach.
- Nic nie mogłam zrobić, kazał uciekać...- płakałam w jego objęciach.
- Tak mi przykro. Isabelle nie przejmuj się. List wyrzuć, spal czy nie wiem co.
- Nie mogę. On groził pozbyciem się Any i Alana.- zaczęło się. Atak. Nie mogłam oddychać, zapomniałam jak.
- Iss spokojnie... Oddychaj.- mówił łagodnie, ale wiedziałam. że boi się tak samo jak ja. Drzewa naprawdę oddalone o kilkanaście metrów stały koło mnie. - Złap jeden oddech, tak jak ja. Zapomnij o nie przyjemnościach i oprzyj się.- Powoli zaczęłam łapać ten jeden oddech. To było coś mega trudnego. Łzy leciały mi z oczu jak woda z rynny.
- Jestem tu.-szepnął.- Zrób dwa wdechy i załapiesz.- Tak też zrobiłam ostatnimi siłami. Udało się dwa razy, zaczęłam to robić płynnie, a chłopak odetchnął.
- Dz-dzię-dziękuję.- wydukałam z łzami w oczach.
- Nie ma za co.- odpowiedział i mnie przytulił.
- Boję się, że jak nie zgodzę z Bradem to Alanowi i Anie coś się stanie.- trzęsłam się.
- Wszystko będzie dobrze. Jutro pracujesz?- zapytał.
- Tak.
- Odbiorę cię i wybierzemy się gdzieś z bandą. Co ty na to?
- Sama nie wiem..
- Wiesz i jedziesz.
- Naprawdę to chyba nie zbyt dobry pomysł...
- Bo idealny koniec kropka. Wracając do dzisiaj to może cię odwiozę?
- Dam radę.
- Chodź nie marudź.- Zaprowadził mnie do samochodu. Pięknego samochodu. Jeżeli już się nim zachwycałam to zrobię to jeszcze raz. Stylowa skóra i ten czerwony kolor.
Otworzył mi drzwi za co mu podziękowałam. Bałam się komuś to mówić, ale najwidoczniej Bradley mnie śledzi. Napisał, że umawiam się z pedałami.
Jechaliśmy zaledwie kilka minut. Cisze przerywała jedynie muzyka grająca cicho w tle. W końcu dojechaliśmy. Zaprosiłam go do środka, ale ten nie skorzystał z zaproszenia. Ważne sprawy.
*Ranek, godzina 06:00*
Do mojej sypiali wpadały jasne promyki słońca co sprawiało, że czułam się jeszcze lepiej. Kilka minut temu zadzwonił okropny budzik. Ledwo co, ale wygramoliłam się z łóżeczka. Materac lekko zaskrzypiał. Otworzyłam szafę, a tam praktycznie kilka rzeczy.
- No nic.- powiedziałam do siebie. Wzięłam koszulę w kolorowe kwiatki i ruszyłam do łazienki. Ciotka chyba przygotowywała śniadanie. Alan zapewne w pracy, ten to ma.
Spodnie leżały na pralce, podobnie zresztą do czystej bielizny. Jak zawsze zaczynam od przemycia twarzy i nałożenia makijażu. Po kilku minutach zmagań z buźką i włosami, ubierałam się. Jak ja kocham moje stare czarniuszki. Tak I'm crazy. Lub nie. Gdy już skończyłam poranną toaletę zeszłam na dół do kuchni.
- Dzień Dobry.- prawie krzyknęłam.
- Cześć, jak się spało?- zapytała Ane, bo Alan czytał gazetę.
- Dziękuje, mimo wczesnej pory dobrze.- odpowiedziałam
- Alan. Jeżeli to dla ciebie nie problem to zadzwoń do nich z propozycją kolacji. Jutro, zapamiętaj. - ciągnęła ciotka.
- Daj już spokój. Zaraz to załatwię, spokojnie.- zapewniał.
- Isabell jutro przychodzą do nas państwo Finnick. Jeżeli chcesz możesz z nami zjeść.- zaproponowała
- Oczywiście, że z chęcią z wami zjem. Mogę również coś ugotować. Niedziela wolna.- Tym razem pisnęłam z radości.
- Spokojnie dziewczyno.- mruknął Alan.
- Przepraszam.- szepnęłam.
- Ok, ja już muszę iść, Isabelle podwieźć cię?-gadał jak najęty.
- Skorzystam z propozycji.- przystałam.
- Proszę, kanapki na drogę i herbata w termosie.- wyskoczyła Ana.
- Dzięki ciociu- ucałowałam ją w czoło.
- No kochanie masz dzisiaj u mnie plusy.- zaśmiał się
Wyszliśmy z domu i kierowaliśmy się do auta Alana. Było dosyć ładne, ale do samochodu Louisa nawet w calu nie dorównywało. Usiadłam z przodu podałam ulicę kawiarni i odjechaliśmy. Zbytnio Alan nie zagadywał, był skupiony na drodze. Jest bardzo zapracowanym mężczyzną, co kilka razy nawet ujrzałam. Dzisiejszy ranek był słoneczny co chyba dobrze życzyło dalszej części dnia. W dzieciństwie właśnie takie coś mnie pocieszało. Słońce. Przymknęłam lekko powieki, ponieważ promienie uwzięły się właśnie na mnie. Prawie usnęłam, jednak Alan bohater zatrzymał auto z piskiem.
- Wysiadaj.- fuknął.
- Ok, dzięki.- wysiadłam trzaskając drzwiami. Podbiegłam do drzwi i już chciałam je otworzyć gdy.......Bradley ścisnął moją dłoń na klamce. Pisnęłam z bólu.
- Gdzie się kochanie wybierasz?-zapytał szarpiąc mnie za łokieć.
- Daleko od ciebie.- fuknęłam.
- Nie tym tonem.- uderzył mnie z całej swojej siły w policzek. Z moich oczu lały się łzy bólu. Uderzał we wszystko. Myślałam, że to koniec, jednak uratowała mnie jedna jedyna osoba szefowa.
- Co się tu dzieję! Boże Isabelle! Nie martw się słonko zaraz dzwonie na policje- uciekając szepnął tylko to zdanie: ,, To nie koniec, pożałujesz ''.
*10 minut później*
Panna Emily obmywała krew z moich rąk, nóg i sama nie wiem już ile ich w ogóle było. Wszystko tak cholernie piekło. Czerwony policzek stał się bordowy. Sama już go oczyściłam i pożyczyłam od jakiejś innej pracownicy puder. Teraz było widać jedynie zaczerwienienie.
- Dziewczyno odpuść sobie dzisiaj pracę.- mówiła szefowa.
- Nigdy, dam radę i proszę nie dzwonić na policje. Ona nic nie da.- mruknęłam.
- Jak chcesz.- wyszła z magazynu, a ja za nią.
Dzień mijał mi dosyć szybko. Wszystko leciało mi z rąk. Pod sam koniec miałam dość, ale jeszcze bardziej się przyłożyłam. Zdziwienie w oczach Pani Emily było co raz to bardziej widać. Dziesięć minut przed końcem poszłam się przebrać. Zerknęłam na swoje odbicie w lustrze. Załamałam się. Mój policzek nie był ani czerwony ani różowy ani bordowy bo ciemno fioletowy. Łzy spływały po mojej twarzy niczym potok. Szybko jednak się ocknęłam i ogarnęłam. Pożegnałam się z resztą i wyszłam. Zaczęłam się nerwowo rozglądać. Bałam się. Tak strasznie się bałam, a gdy ktoś dotknął mnie od tyłu krzyknęłam.
- Jezus Isabelle nie chciałem cię wystraszyć. To ja Louis.- mówił, a ja się trzęsłam.- Boże co ci się stało w policzek???..................
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Heej to ja Gaba xxx Przepraszam za spóźniony i beznadziejny rozdział. Chodzi mi o to, że gdybym rozwinęła teraz akcje to skończyłabym na 20 rozdziale. Sami wiecie o co chodzi. Dziękuje wam również za miłe komentarze pod 11. Oczywiście, że je przeczytałam, jednak nie miałam czasu odpisać. Obiecuję, iż od wtorku będę dodawać regularnie i zacznę odpisywać, a jak widzicie akcja za niedługo się rozwinie. Kocham was Gabaxxx
Ps. Next we wtorek lub środę. <3 :*
czwartek, 22 stycznia 2015
Przepraszam...
xxxGabi <3
sobota, 17 stycznia 2015
Rozdział 11 ,,To choroba"
Nie dałam rady...........................
Zemdlałam.
* Louis*
Nie wiem co o tym myśleć. Dziwne. Po prostu zemdlała. Próbowałem ją obudzić jednak nic. Pierwsze co zrobiłem to zadzwoniłem do Liama.
-Halo? Louis gdzie ty jesteś?
- Właśnie jesstt sprawa. Byłem odprowadzić Isabelle. Nagle ona dostała panicznego ataku i straciła przytomność. Co ja mam robić.
- Ale jak? Boże zawieź ją do domu. Będzie najbezpieczniej.
- Nie mam auta.
- Gdzie jesteś?- dopiero wtedy zauważyłem, iż zaledwie dwa domy dalej mieszkała jej ciotka.
- Dobra, kończę opowiem wam w domu.
Rozłączyłem się i odniosłem ją do mieszkania.
*Isabelle*
Obudziłam się w innym miejscu niż przypuszczałam. Czułam ogromny ból głowy. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 04:30. Co ja tu w ogóle robię? Jedyne co pamiętam to jak szłam z Louisem .do domu, a potem... Nie wiem co. Przyciągnęłam się i wstałam. Pulsujący ból. Pamiętam okres w którym budziłam się w tym stanie codziennie. Załamanie. Kac. Nieznane miejsca. Alkohol i papierosy. Pewnego dnia odrodziłam się na nowo. To samo ciało, inny wygląd i nowa ja. Zabrałam ze sobą ciuchy i kosmetyki. Dzisiaj zaczynam pracę. Lekko zachwiałam się więc podtrzymywało mnie jedynie biurko. Co jest ze mną nie tak? Próba numer dwa. Tym razem dotarłam do łazienki. Uznałam, że bezpieczniejsza będzie wanna. Nalałam gorącej wody i dodałam do niej różany płyn. Mój ulubiony. Ściągnęłam sukienkę i bieliznę. Powoli zamoczyłam swoje ciało w wodzie. W końcu usiadłam. Duża ilość piany poprawiła moje samopoczucie. Wkrótce myłam włosy szamponem. Po kilku minutach wyszłam z wanny i wysuszyszłam włosy i spięłam je w koka. Zbytnio nie przywiązywałam dużej wagi do ułożenia włosów. Recepcjonistka to nie ja. Zazdrościłam Perrie i Sophie urody. Byłam przeciętna. Ubrałam się w:
Znowu spojrzałam na zegarek, który wskazywał tym razem 05:28. Kupa czasu. Umówiłam się z szefową, że mam na godzinę 08:00, a kończę o 16:00. Jak dla mnie idealnie. W tym sobota i niedziela co dwa tygodnie. Kilka groszy wpadnie. Kupię mieszkanie i pójdę na studia. Narazie są wakacje. Kilka lat wstecz nie było dla mnie różnicy. Wagary. Szkoda wspominać. Usiadłam na parapecie i otworzyłam okno. Chłodne powietrze wbiegło do pokoju. Na dworze sam spokój. Sięgnęłam po książkę, którą czytałam dokładnie cztery razy. Ilość cytatów i myśli zawartych w niej przekraczała normę. Sam tytuł na to wskazuje: ,, Pamiętnik czarnych myśli". O samotnej dziewczynie, która od dłuższego czasu myśli o śmierci. Gdy już się decyduje i chcę zrobić to w lesie, spotyka chłopaka, który uświadamia jej, że ma gorsze życie... Wspaniała. Gdy doszłam do trzynastego rozdziału zaprzestałam. Z nocy zrobił się poranek. Zamknęłam okno i zbiegłam do kuchni. Ana i Alan pewnie śpią... Nie będę ich budzić. Starannie napisałam kartkę informującą o moim wyjściu. Wzięłam butelkę wody i jabłko. W drodze na przystanek dostałam SMS
Od Louisa
Do Isabelle
Hej myślę, że cię nie obudziłem, a jeżeli tak to przepraszam. Chciałem spytać czy lepiej się czujesz?
Od Isabelle
Do Louisa
Nie, nie obudziłeś. Wstałam po czwartej. Czuję się nie najlepiej. Zbytnio nic nie pamiętam...
Wkrótce zadzwonił do mnie. Więc znowu ataki.
Dzień minął mi dosyć dobrze, a zarazem szybko. Praca świetna. Klienci mili i wyrozumiali. Po pracy Louis chciał się spotkać w parku.
*Louis*
- Mówię wam to był moment. Nie było z nią kontaktu.- ukończyłem historię.
- Nie wiem co powiedzieć... - Odezwał się Niall.
- Biedna.- mówiła Perrie. Reszta siedziała i rozmyślała.
- Jakaś fobia?!- zapytał Liam
- Nie wiem... Przepraszam umówiłem się z nią w parku. Muszę już iść...- powiedziałem. Tym razem wsiadłem w auto i pojechałem do niej. Dziewczyny z pięknymi oczami.
Do miejsca nie miałem daleko, ale po wczorajszym dniu widzę iż samochód często się przydaje. Zdziwiłem się po tym jak ona straciła pamięć. Dziwne, ale typowe. Wiadome, nikt nie jeździ 30km/h. Tym bardziej ja. Nieszczęście nie złapała mnie policja jak w Night Changes. Czemu mnie akurat tam dali, a nie Hazze. Pech. Po kilku minutach stanąłem na dużej uliczce w parku. Złożyłem okulary i czapkę. Codzienność. Rozglądałem się za Isabelle. Co to za różnica czy to Isabella, Isa, Is, Isabell. Jak dla mnie świetna dziewczyna, którą kiedyś zranię. Prawda rani, zgodzę się. W końcu ujrzałem ją, siedziała na ławce. W jej ręce zauważyłem list. Była smutna.
- Cześć- przywitałem się.
- Hej- smutno szepnela.
- Co się stało?- zapytałem
- Nic nowego... Czy ty zawsze musisz mnie widzieć w takiej rozsypce. Jestem nikim.- ciągnęła.
- Nie prawda. Zaufaj mi..
- To co wczoraj się stało... To atak... Coś jak choroba psychiczna. W mojej głowie rodzi się obraz wspomnień, a ja im ulegam. Tylko wtedy nie mogę oddychać. Mam tak od gimnazjum. Okropne... Przepraszam i dziękuję.
- Ależ to okropne i nie ma za co. Ale to nie dlatego płaczesz?
- Nie, Nie dlatego... To list od Bradleya. Chce spotkania. Jego ojciec jest wpływowy. Mam do niego wrócić to straszne...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~`
Hej to ja.. Rozdział krótki, ale to tu chciałam skończyć. Przepraszam, ale myślę że wybaczcie mi za to. Dziękuję za miłe komentarze. Następny bd specjalnie dla was. Dodam specjalnie długi. Jest koniec półrocza więc rozumiecie. Jeszcze konkursy itp. Dodam w tygodniu koło środy. Kocham was directionerki <3
wtorek, 13 stycznia 2015
Rozdział 10 ,,Strong''
Tuliłam się do Harrego, a on nie protestował. Nie wiedziałam o co chodzi, ale słowa Eleanor świetnie do mnie trafiły. Czułam się jak gówno bez niczego. Dokładnie jak wtedy kiedy rodzice mnie wyzywali. Łkałam bardziej.
- Is, nie płacz bo nie warto.- pocieszał mnie Harry. Louis poszedł porozmawiać z tą zołzą. Wkrótce w korytarzu znaleźli się wszyscy chłopcy i dziewczyny. Czułam się okropnie, ale nie chciałam tego pokazywać.
- Dziewczyny macie coś do poprawy makijażu?- zapytałam powstrzymując łzy.
- Oczywiście. Chodź pokaże ci gdzie.- odpowiedziała Perrie.
-To my idziemy odwołać imprezę.- oznajmił Liam.
-Ale dlaczego?- nie chciałam aby z mojego powodu coś poszło nie tak.
- No bo wiesz...- ciągnął Zayn.
- Nie, nie chłopaki nic nie róbcie idźcie sie bawić, a ja zaraz do was dołączę- rozkazałam.
- Na pewno?- znowu zapytał Liam.
- Tak. Dziewczyny to jak z makijażem?
- To chodźmy.- mimo, że myśleli, iż nie widzę ich min zdziwienia zachowywali się normalnie.
Dziewczyny dały mi jakieś waciki i kosmetyki. Ogarnęłam się z zewnątrz, ale nie w środku. Na gojenie ran przyjdzie pora. Po kilku minutach wyszłam z toalety.
- Na pewno chcesz tam iść?-zapytała Sophie.
- Tak.
Gdy już przyszłyśmy Louis stał i pił drinka. Chciał do mnie podejść,ale Niall wyprzedził go prosząc o taniec. Oczywiście, że się zgodziłam, bo nie miałam dzisiaj ochoty na rozmowy z nim. Atmosfera zmieniała sie z każdą minutą. Po trzech utworach przetańczonych z blondynkiem, podziękował za pyszne jedzenie i podbiegł do tej modelki Barbary Palvin. Miłość.
- Isabell możemy pogadać?- zapytał Louis.
- Oczywiście, tylko najpierw muszę zadzwonić do ciotki, żeby była po mnie.- odpowiedziałam
- To nie budź jej i zostać.- zaproponował.
- No nie wiem. Jeszcze ta twoja dziewczyna sobie coś wymyśli, a ja naprawdę nie chce sprawiać problemów.- ciągnęłam
- Nie sprawiasz to po prostu moja wina..- tłumaczył się.
- Ej Is chodź na karaoke!- zawołał Harry, a Pezz lekko mnie popchnęła na scenę. Nie wiedziałam co zrobic. To byłby mój pierwszy występ. Zayn wybrał mi piosenkę ,, Strong'' oczywiście ich..
Zaczęła grać muzyka, a ja śpiewałam nic innego się dla mnie nie liczyło
My hands, your hands
Tied up like two ships
Drifting, weightless waves try to break it
I'd do anything to save it
Why is it so hard to save it?
My heart, your heart
Sit tight like book ends
Pages between us
Written with no end
So many words we’re not saying
Don’t wanna wait til it's gone
You make me strong
I’m sorry if I say I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?
That you make me strong
Think of how much love that’s been wasted
People always trying to escape it
Move on to stop their heart breaking
But there’s nothing I’m running from
You make me strong
I’m sorry if I say I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?
So baby hold on to my heart, oh
Need you to keep me from falling apart
I’ll always hold on
'Cause you make me strong
I’m sorry if I say I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?
I’m sorry if I say I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?
That you make me strong
I’m sorry if I say, I need ya
But I don’t care, I’m not scared of love
'Cause when I'm not with you I'm weaker
Is that so wrong?
Is it so wrong?
That you make me strong
(Moje dłonie, twoje dłonie
Uwiązane jak dwa statki, dryfujące
Lekkie fale próbowały to zniszczyć
Zrobiłbym wszystko, żeby to ocalić
Czemu tak trudno to ocalić?
Moje serce, twoje serce
Mocno spięte niczym grzbiety książek
Strony pomiędzy nami
Spisane bez zakończenia
Tak wielu słów nie mówimy
Nie chcę czekać aż to przeminie
Sprawiasz, że jestem silniejszy
Przepraszam, jeśli powiem, że cię potrzebuję
Ale wszystko mi jedno, nie boję się miłości
Bo kiedy nie jestem z tobą, jestem słabszy
Czy to takie złe?
Czy to tak źle?
Że sprawiasz, że jestem silny
Pomyśl ile miłości zostało zmarnowane
Ludzie zawsze starają się przed nią uciekać
Iść dalej, by uniknąć złamania serca
Ale nie ma niczego przed czym miałbym uciekać
Sprawiasz, że jestem silniejszy
Przepraszam, jeśli powiem, że cię potrzebuję
Ale wszystko mi jedno, nie boję się miłości
Bo kiedy nie jestem z tobą, jestem słabszy
Czy to takie złe?
Czy to tak źle?
Więc, kochanie, trzymaj się mojego serca, oh
Potrzebuję cię, bym się nie rozsypał
Zawsze będę się trzymać
Bo sprawiasz, że jestem silniejszy
Przepraszam, jeśli powiem, że cię potrzebuję
Ale wszystko mi jedno, nie boję się miłości
Bo kiedy nie jestem z tobą, jestem słabszy
Czy to takie złe?
Czy to tak źle?
Przepraszam, jeśli powiem, że cię potrzebuję
Ale wszystko mi jedno, nie boję się miłości
Bo kiedy nie jestem z tobą, jestem słabszy
Czy to takie złe?
Czy to tak źle?
Że sprawiasz, że jestem silny
Bo kiedy nie jestem z tobą, jestem słabszy
Czy to takie złe?
Czy to tak źle?
Że sprawiasz, że jestem silny)
- To było...było wspaniałe! Isabelle To naprawdę świetne! Ja nie mam takiego talentu!-krzyczała Pezz.
- Uwierz mi, że masz.- odpowiedziałam dziękując Louisowi za złapanie
- Tak.- krótko powiedziałam.
- Zaprowadził mnie na taras, gdzie nie było nikogo.
- Przepraszam za nią.... jest naprawdę jędzą.- tłumaczył się.
- Mnie wtedy było przykro i nie lubię kłamać i coś udawać, więc ci to mówię. Nie obwiniaj się. To nie ma sensu.- miałam ochotę na papierosa. Tak, nie jestem idealna czasami palę.
- Ja wiem, ale chciałbym cie jeszcze raz przeprosić.- znowu to samo ,,przepraszam, przepraszam''
- Daj już sobie spokój nikt nie jest chodzącym ideałem. Nawet roboty. Pokazałam płacząc jaka naprawdę jestem, ale to tylko chwilami. Może wspominałam lub nie, ale żeby zaistnieć trzeba mieć pazur.- mówiłam coraz bardziej zirytowana.
- Masz racje...- przyznał.
- Zaraz wracam.- szepnęłam podchodząc do Zayna.
- Zayn? Masz może fajkę?-zapytałam
- Pewnie częstuj się.- podał mi pod sam nos pudełko. Wzięłam jednego, podziękowałam i wyszłam na taras.
-Już?
- Tak, już-odpowiedziałam zapalając papierosa. Kątem oka widziałam jego zdziwioną minę.
- Ty palisz?- w końcu nie wytrzymał.
- Nie, tylko w wyjątkowych wypadkach.- ujrzałam grymas wkradający się na jego twarz.
- Nie pomyślałbym..- odparł po chwili.
- Rozumiem cię. Ja też czasem z głupoty i fani tego nie akceptują..- nadal gadał.
- Dobra.... zapomnijmy. Wmów sobie. że to taki przypadek. - mruknęłam.
- Ładnie śpiewasz. Nieziemsko.- komplementował mnie.
- Nie przesadzaj. Perrie jest tysiąc razy lepsza.
- Perrie ty Perrie. Ty to ty ślicznie śpiewająca.
- Dziękuje, ale już wystarczy. Ja już chyba pójdę jutro pracuje...- ciągnęłam.
- Jeździć co prawda teraz nie mogę , ale może cie odprowadzę?- proponował
- Jeśli chcesz to oczywiście.
Zeszliśmy na dół i ubraliśmy buty. Louis wziął telefon i otworzył drzwi. Wychodząc poczułam chłodny powiew wiatru. Samochody nie jeździły, ludzie nie chodzili. Jednym słowem spokój. Rozmawialiśmy o wszystkim i zarazem niczym. Nagle ujrzałam rodzinę pakującą się do auta. Matka zapinała córkę w foteliku, a druga nieco starsza dziewczynka płakała w drzwiach i krzyczała: ,, Nie zostawiajcie mnie! Czemu to robicie!?'' Na co ojciec odkrzyknął: ,, To czas Veronicy''. W końcu odjechali, dziecko weszło z płaczem do domu, a mi przypomniał się ten okropny czas. Zaczęłam płakać:
-Nie, nie czemu!?- Nie wiedziałam dlaczego. To było po prostu silniejsze, nie raz miewałam takie napady.
- Isabelle spokojnie. Co się dzieje.- przytulał mnie, jednak ja się wyrywałam z płaczem.
- Nie. Zostaw mnie!! Ałałala! On mnie pobił!!- To wszystko działo się w moim umyśle.
- Kto cie pobił?! Isabella jestem tutaj!- uspokajał mnie Lou. Nie dałam rady................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czasem zastanawiam się nad losem mojego bloga. Po co go pisze . Odpowiedź prosta: Dla siebie i innych. Jestem szczęśliwa pisząc go. Blog: ,, Fool's Gold'' został dodany do dwóch spisów!! Następny rozdział w piątek lub sobotę!!! Kocham was :* <3
sobota, 10 stycznia 2015
Rozdział 9 ,,Eleanor Calder''
Ps. Super blog mojej Hope: http://fireproofonedirection.blogspot.com/.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Mnie............
* Perspektywa Louisa*
- Nie ma tu nikogo innego, a ja raczej nie mówię do siebie Lou.- powiedziała, a we mnie wszystko się gotowało. Gdyby ktoś wiedział, że nie tylko chodzi o długi u jej ojca to na pewno by mi pomógł, ale ja sobie zawsze radzę sobie sam!
- Ok, więc chodzi o te długi.- odpowiedziałem. Sam okłamywałem siebie, a co dopiero ją. Powiem jak będę gotowy. Jestem znany z tego, że zwlekam z różnymi rzeczami.
- Dokładniej. Jak to się w ogóle stało?- dopytywała co raz bardziej mnie dobijając.
- Jakby to powiedzieć.... Moi rodzice postanowili wyremontować dom i wysłać moją siostrę do drogiej szkoły, ale nie przewidzieli, że matka może być w ciąży z bliźniakami.- Kolejne kłamstwa..
- Ok, już kumam. Pożyczyliście kasę od mojego ojca? Dlaczego akurat od takiego sku***ela?- kolejne pytania.
- Trochę inaczej. Mój ojciec pracował z twoim i byli współpracownikami i........ nie poszło im no i twój ojciec naliczył sobie kasę do oddania. Był proces w sądzie. Chodziło o podział . Mój ojciec stracił wszystko i ma jeszcze dług. Między innymi dlatego poszedłem do X-factora.- pół prawdy wypowiedziane. Więcej nie mogę. Zranię ją, a ona po prostu nie radzi już sobie z emocjami, a to właśnie mi po części ufa.
- Okłamałeś mnie?- zapytała ze smutkiem w oczach. Oczywiście odsunęła się ode mnie.
- Przepraszam, ale trudno mi o tym mówić.- odpowiedziałem jej.
- Nic się nie stało, po prostu ja ci ufam i ty też możesz mi.-poprawiła włosy i wpatrzyła się w wodę.
- Ja również ci ufam.- przysunąłem się do niej. Ta dziewczyna ma coś w sobie, ale dokładnie nie wiem co. Gdy odblokowałem telefon stwierdziłem, że teraz to chyba zasnę.- Isabell czas wracać,- dziewczyna kiwnęła lekko głową i podeszła bliżej mnie. Niepewnie podałem jej rękę, a ta położyła na nią swoją i się uśmiechnęła. Podążaliśmy w blasku księżyca do obozowiska. Cisza nie odstępowała nas nawet na krok. Wkrótce znaleźliśmy się pod namiotami, a Is szepnęła Dobranoc na co jej również odpowiedziałem. W namiocie nie było oczywiście miejsca. Nowość. Wyobrażam sobię Harrego śliniacego się w drugim namiocie. W ogóle jak
ludzie mogą wierzyć w ,,Larrego''. Ktoś kto to wymyślił był albo skacowany albo nienormalny. Pomyślmy ja i on? Fuuuu. Prawdą jest również to, że El i ja to nie para. Nie żeby była złą dziewczyną, ale na pewno nie to jedną. Moi rodzice normalnie ją uwielbiają, co mnie doprowadza do szału. Bezsilnie opadłem na ziemię. Ciekawe czy Is już śpi.
*Perspektywa Isabell*
Dziwne, że człowiek zapomina, iż jest z kimś w związku. Louis ma tą jak jej tam było Eleanor? Chyba tak. Soph opowiadała, że jest ona wredna i próżna. Jak można kogoś takiego kochać. Lou to jej przeciwieństwo nie biorąc pod uwagę płci. Może to prawda. Przeciwieństwa się przyciągają? W każdym bądź razie nie zawsze bo mnie do Brada się nie spieszy. Dosłownie leżałam pięć minut rozmyślając tak i zasnęłam.
- Harry weź tą łapę!! Bo zawołam Zayna.- mówiła Pezz przy okazji budząc mnie.
- Ja śpię.- tłumaczył się Harry.
- Ze mnie też możesz zabrać tą rękę.- tym razem to ja się odezwałam.
- Dziewczynki cichooo.- szeptał Harry, który widocznie przegrał z alkoholem.
Nagle do namiotu wleciała reszta czyli: Liam, Zayn, Niall i Louis.
- Co tutaj się dzieje?-zapytał Niall.
- Bierz te łapy z mojej dziewczyny bo inaczej nie ręczę za siebie.- odezwał się Zayn i przytulił blondynkę.
- No właśnie z Is też weź tą obleśną łapę.- mówił Niall. Od razu zdjął ze mnie łapę.
- Dziękuje.- szepnęłam.
- Nie ma za co, jakbyś mnie jeszcze potrzebowała to wiesz gdzie mnie znaleźć.- mrugnął Niall, na co ja się uśmiechnęłam.
- Tak Niall, każdy wie, że coś wpieprzasz więc znajdziemy cię albo w kuchni albo w kiblu.- odpowiedział na to wszystko Louis. Dziwne, że mieściliśmy się wszyscy w trzy osobowym namiocie. Liam przytulał Soph, która konkretnie dyskutowała z Perrie na jakiś temat. Zayn siłował się z Harrym , a ja śmiałam się z żartów Niall i Louisa.
- Niall ty też lubisz włoskie dania?- zapytałam na co ten się uśmiechnął.
- Pytasz się czy Niall Horan lubi włoskie żarcie?- zapytał się Louis.- Niall Horan ubóstwia włoskie żarcie.- dopowiedział.
- To dobrze, bo ja umiem je robić najlepiej.- powiedziałam.
- Skoro tak uważasz to może go spróbuje?- Głód Niall był od niego silniejszy.
- Oczywiście. Nie mam co prawda własnego domy by was zaprosić, ale coś na pewno da się zrobić- mówiłam.
- To my zapraszamy ciebie. Bo widzisz miała być impreza, ale ją odwołaliśmy, po prostu. To może wpadniesz do nas w czwartek?- zaprosił mnie Louis.
- Ok. Tylko ja tak naprawdę to nie umiem gotować..- ciągnęłam.
- Spokojnie Niallowi wszystko smakuje.- stwierdził Louis.
- Ej ludzie czas wracać!!-krzyknął Liam.- ja jadę z Soph- dopowiedział.
- Myślę, że się jeszcze spotkamy. Właściwie to musimy się spotkać.- szepnęła mi do ucha brunetka.
- Jasne.- odpowiedziałam przytulając dziewczynę. Naprawdę polubiłam to towarzystwo.
Liam i Soph pożegnali się i odjechali, a ja i Pezz zaczęłyśmy troszkę sprzątać. Chłopaki złożyli namioty i wyrzucili śmieci, W końcu po godzinnej odprawie odjechaliśmy. Jak zwykle było głośno. Każdy się przekrzykiwał. Obiecałam, że w czwartek znajdę dla nich czas po pracy i wpadnę na wieczorek filmowy. Dziś i jutro ostatnie dni nastoletnie bo potem chciałabym coś zarobić i pójść na studia. Zawsze marzyłam o projektowaniu domów i wnętrz. Nie wiem dlaczego, ale to dość do mnie pasowało. W dzieciństwie zamiast grać na komputerze po prostu rysowałam.
- Już dojeżdżamy do twojego domu Isabell!-krzyknął Niall.
- No tak. Dziękuje ci Pezz za koszulkę. Oczywiście ją wypiorę i oddam, a wam dziękuje za najlepszy wieczór mojego życia. - mówiłam.
- To my dziękujemy, że się zjawiłaś, a poza tym koszulka jest twoja- jak ja kocham tą Pezz.
- Dzięki, ale na pewno?- dopytywałam
- Jak ja ubierzesz to przypomnij sobie spanie w jednym namiocie z Harrym.- mrugnęła do mnie.
- Hahaha dzięki. Cześć- pomachałam im,a oni mi i po prostu udałam się do domu, a bus odjechał.
Zdziwiłam się, iż drzwi były zamknięte, a w domu nikogo nie było. Pierwszym miejscem do którego się udałam była kuchnia. Chciałam przygotować chociaż kanapkę na śniadanio-obiad. Otworzyłam lodówkę w której znalazłam ser i pomidora. Zaczęłam myć warzywo gdy na stole znalazłam karteczkę:
Isabell.
Pomyśleć, że mam trochę ciuchów. Tyle ile normalna osoba, ale ja większąści nie zabrałam z ,,domu''.
Nagle dostałam SMS.
Od Perrie
Do Isabell
Hej, dzisiaj jednak robimy imprezkę. Wiem, że nie widziałyśmy się zaledwie 1h, ale no cóż już każdy za tobą tęskni. Wpadnij prooooszę. Będzie Soph. Pezz xxx
Od Isabell
Do Perrie
Nic z tego. Nie mogę
Is xxx
Od Perrie
Do Isabell
Jeżeli się nie zjawisz to imprezka przyjdzie do ciebie
Całuje Pezz xxx
Miałam już brać pierwsze lepsze ciuchy gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Zbiegłam po schodach i otworzyłam je.
- Jesteś my nieco wcześniej, ponieważ nie było kolejki.- powiedziała ciotka Ana.
- To dobrze. Wezmę zakupy.- podała mi torby i ściągnęła buty, a wkrótce do domu wszedł Alan.
- Cześć Is.- przywitał mnie.
- Hej Alan.- sam pozwolił mi tak do siebie mówić twierdząc, że nie jest jeszcze stary.
Zaczęłam wypakowywać zakupy,gdy dostałam SMS od Pezz. to samo czyli błagania. Po co im ja. oni są mega sławni, a ja zwykła dziewczyna z kompleksami.
- Kto cie tak męczy? Co?- zapytała ciotka.
- Koleżanka chciała, zebym ich odwiedziła. impreza.- wytłumaczyłam.
- No to po co tu jeszcze siedzisz?- drążyła temat.
- No bo szczerze to troszkę mi głupio, że wy mi pozwalacie mieszkać u siebie za darmo, a ja zamiast pracować siedzę na imprezie... Tak w ogóle dostałam pracę.-chwaliłam się.
- To świetnie. Widzisz masz kolejny powód by to ochlać. Kobieto osiemnaście lat siedziałaś i płakałaś czas na zmiany. Odwiozę cie i przywiozę.- proponowała.
- No nie wiem...- dalej trzymałam swojego.
- Jedziesz! Sio na górę się ubierać.- zaśmiała się, a ja tylko ją przytuliłam i szepnęłam ,,dziękuje''.
Zajrzałam do swojej szafy. Nigdy nie byłam na imprezie, ale raz kupiłam sukienkę na wieczór z Bradem. Nigdy jej nie założyłam,a dzisiaj będzie idealna. Zabrałam kosmetyczkę i ciuszki i ruszyłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Szybko je rozczesałam i podkręciłam przy pomocy lokówki ciotki. Na oczy nałożyłam szary cień do powiek i usta pokryłam wściekle czerwoną szminką. Jeszcze tylko puder i maskara. Popryskałam się perfumami również ciotki i na paznokcie nałożyłam czerwony lakier. Założyłam kolczyki i bransoletkę oraz sukienkę i obcasy. Po wyjściu usłyszałam oklaski Alan.
- No piękną mamy dziewczynę w domu.- powiedział dumnie. Nie znałam go za dobrze, ale był dla mnie jak ojciec. Miły i troskliwy.
- Dziękuje.- szepnęłam. Zeszłam na dól gdzie czekała Ana. Wzięła tylko kluczyki i zaczęła komentować mój strój. Sama byłam zadowolona z siebie.
http://stylistki.pl/na-niezapowiedziana-impreze-1d-456339/
Wiedziałam gdzie ma być impreza bo oczywiście Pezz mi wszystko wysłała.
- Is weź proszę to jedzonko, pomyślałam, że wypada coś przynieść.- dała mi tace, która była szczelnie zakryta.
- Dziękuje.
Jechałyśmy może dwadzieścia minut, gdy auto stanęło przed domem chłopaków. Podziękowałam ciotce i wysiadłam. Zaczęłam się kierować do drzwi z których wyskoczyła Pezz z Soph.
- Iiiiiiiiiiiiiiiiiii jak ty ślicznie wyglądasz.- zapiszczała Pezz. Były ubrane w fioletowe sukienki, jednak Soph miała dłuższą i prostszą.
- Jednak przyszłaś zołzo- fuknęła.
- No jednak tak.- odpowiedziałam podając żarcie Perrie. Weszłyśmy do domu w którym było juz trochę ludzi. Wszyscy zwrócili uwagę na mnie,a ja nie wiedziałam co zrobić, więc się zaczerwieniłam.
* Perspektywa Louisa*
Gdy tylko ujrzałem Isabell w drzwiach mało nie zemdlałem z zachwytu. Nigdy nie widziałem takiej wersji Is. Ta czarna sukienka na jej ciele.... Chłopaki gwizdali, a ja stałem jak jakaś ciota. Ta chyba zwykle nie dostaje takich komentarzy bo stała i tylko się czerwieniła. Musiałem jej pomóc.
Zbliżyłem się do niej, jednak Harry był pierwszy.
-Mrrrr Baby Styles. Ślicznie wyglądasz Is.- powiedział Hazza swoim dziwnym głosem jak to fanki twierdzą ,, seksownym''. Ja tak nie twierdze......
- Dziękuje- szepnęła.
- Zapraszamy do tańca!! Wszystkich!!- zawołał DJ Mailk.
- Zatańczysz Isabell?-zapytałem.
- Nie zbyt umiem, ale jeżeli lubisz mieć obolałe stopy to tak.- odpowiedziała
- Spokojnie.- uspokoiłem ją. Ruszyliśmy na parkiet i zaczęliśmy tańczyć. Leciała wolna muzyka co dodawała uroku naszemu tańcu. Kłamała bo bardzo dobrze tańczyła.
- Mam niską samoocenę.- stwierdziła, co było prawdą
- Nie mogę zaprzeczyć, ale to tylko dodaje tobie plusów.- uśmiechnęła się. Nagroda.
- Naprawdę tak myślisz? To nie przez te ubrania?- zapytała.
- Naprawdę.
- Ja jestem tylko dziewczyną z kompleksami.- musiała nawet tu się smucić.
- Nie prawda. Kompleksy to mają twoi rodzice. Z jednej strony chcieli, żebyś ty poczuła się zapewne tak jak oni w dzieciństwie, a żeby ta twoja siostra jakby oni chcieli.
- To naprawdę mądre słowa. Louis, powiedz jak to jest, że ty mnie tak świetnie rozumiesz?- zapytała, nawet na chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku.
- Sam dobrze nie wiem, ale Is, spróbuj się zabawić, zaszaleć.- Tańczyliśmy co raz szybciej. Wszystko było tak słodkie i wspaniałe, że aż nierealne. Muzyka zamilkła, a w pomieszczeniu pojawiła się ONA. Eleanor Calder. Moja ,,dziewczyna''.
- To ja wychodzę na kilka godzin, a ty obściskujesz się z inną?- jej głos. Mam jego dość. Isabella za bardzo nie wiedziała o co chodzi i odsunęła się ode mnie. przy jej boku pojawiły się dziewczyny. Coś do niej mówił, ale ta pozostała w bezruchu.
- Eleanor uspokój się. Każdy wie jaka jest prawda.- Nie mogłem za bardzo nic powiedzieć bo prócz dziewczyn i chłopaków, którzy znali prawdę byli też inni, a jakby ta rozmowa wyszła gdzieś na zewnątrz to bylibyśmy skończeni.
- Tak każdy zna prawdę. Zdradzasz mnie!!- nadal udawała. Harry, Soph i Perrie zabrali Isabell do kuchni. Bardzo dobrze zrobili.
- Nie zdradzam cię!- tym razem to ja krzyknąłem.
- Teraz to nawet Harry robi ofiarę z tej zołzy?!- teraz to na maxa mnie wkurwiła.
- Zamknij się! Jesteś psychiczna! Nie obrażaj jej bo jest naprawdę świetną dziewczyną, a poza tym to tylko taniec! T A N I E C!- wykrzyczał jej Liam i też się zmył do kuchni.
- Nic tu również po mnie!- fuknął Niall,a za nim poszedł również Zayn.
- Louis! Jak możesz?!- zaczęła udawać płacz. Zostałem uznany za łamacza serc. Wybiegłem z salonu do kuchni w której byli wszyscy prócz Is.
- Gdzie ona jest?- zapytałem
- W toalecie.- odpowiedziała krótko Pezz przytulając Zayna.
- Stary przykro mi.- odezwał się Zayn.
Wiedziałem, że coś jest nie tak. Popędziłem w poszukiwaniu brunetki. usłyszałem krzyki tej wrednej suk*.
- Myślisz, że cie nie znam?! To twój ojciec przyczynił się do rozbicia związku moich rodziców!! Teraz ty odbierasz mi jego?! Jesteś nikim. Najlepiej gdybyś umarła!- darła się Eleanor,a Isa tylko stała i płakała. Chciała uciec, ale ta zołza trzymała ją z całych sił za ręce. Nie wytrzymałem i popchnąłem ją.
- Nie wasz się tak mówić! Jest lepszą osobą od ciebie i całego twojego życia. To, ze jej ojciec zawinił to nie jej wina,a ona nie ma z nim nic wspólnego!- krzyknąłem, a Isa uciekła wprost na Harrego, który świetnie znał sytuację i ją przytulił.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~``
Troszkę dłuższy. Będą teraz dodawane rzadziej, ale dłuższe. Następny w środę :* <3
czwartek, 8 stycznia 2015
Rozdział 8 ,,Nawet mi ciepło''
- No właśnie Is, też znam to nazwisko.- Co ja mam im powiedzieć, od razu wezmą mnie za nadzianą lalusię.
-Yyy... no wieee..sszzzz mój ojjjciiiecc jjessstt....- strasznie się jąkałam
- Jestem sobie Harry!!! Pływam, pływam, ja pływam!!- coś krzyczało po za namiotem. To ,, coś'' mnie uratowało.
- Harry ty deklu! Uspokój się!- wrzeszczał do niego Liam.- z dziewczynami wyszłyśmy z namiotu.
To co tam zobaczyłam, gdyby dotarło do internetu stałoby się największym postem roku. Harry pływał sobie w jeziorze. To Londyn!! Tu nigdy nie jest gorąco.
- Dziewczyny chodźcie! Ciepło jest!- krzyczał loczkowaty? Nie lokowaty bo jego włosy były całe morkę i proste.
- Dziękujemy za zaproszenie, zresztą ja już byłam dzisiaj w basenie.- oznajmiła Perrie, a zaraz za nami pojawili się chłopcy.
- Co tu się dzieje?- zapytał zaspany Zayn.
- Harry Styles się dzieje.- odpowiedziała Sophie.
- Nic nowego, chłopaki idziemy spać.- powiedział Niall.
- Czemu?- zapytała Perrie.
- Co czemu? Kochanie co czemu?- zapytał Zayn, całując ją we włosy.
- No czemu nie chcecie iść pływać?- odpowiedziała pytaniem.
- Przecież jest zimno, a poza tym sama mówiłaś, że dzisiaj trafiłaś już do basenu.- odeszli na bok z rozmową.
- Co tam?- ktoś mnie mega przestraszył. Wzdrygnęłam się i napięła swoje ciało.
- Nie bój się to tylko ja.- powiedział. Gdy się obróciłam ujrzałam Louisa.
- Nie boje się tylko mnie wystraszyłeś.- odpowiedziałam.
- Ok, rozumiem- mruknął. Nagle usłyszałam plusk i zobaczyłam Niall'a w wodzie.
- Jednak musiał wskoczyć- szepnęłam do siebie.
- Ja też muszę- krzyknął Louis, ale mało słyszalnie bo był już w wodze. Za mną pojawiła się Pezz i oznajmiła, że też idzie pływać. Kilka minut później zostałam sama na brzegu. Nigdy nikt nie nauczył mnie pływać stąd siedzę na brzegu sama.
- Isabella chodź! Ciepło jest!- krzyczeli z wody.
- Nie, nie, ja zostanę tu na brzegu.- krzyknęłam, a raczej powiedziałam.
- No chodź- prosili. Sama nie wiedziałam co robić. Będą się nabijać jak wtedy w czwartej klasie.
Retrospekcja
-Teraz twoja kolej Isabella.- z rozmyśleń wyrwał mnie głos nauczycielki.
- Nie, ja naprawdę nie chcę skakać.- broniłam się przed tym jednym skokiem do ,,płytkiego'' basenu.
- Musisz, to jest normalna lekcja Wf.- nauczycielka cały czas mnie do czegoś zmuszała.- No już! Szybciutko!- tym razem krzyknęła.
Moja stopa zbliżyła się do końca basenu. Stałam tam może pięć minut, aż w końcu nie wytrzymałam i uciekłam do szatni. Schowałam się w kącie i płakałam. Byłam najmniejsza i najmłodsza.
Koniec retrospekcji
Śmiali się kilka dobrych lat. Stwierdziłam, że do niczego mnie nikt nie zmusi. Teraz musiałam to zrobić i stawić czoło moim lękom. Oni nie będą się śmiać. Nie teraz gdy wszystko się dobrze układa. Ściągnęłam sweter z włóczki i buty. Na szczęście przebrałyśmy się już z dziewczynami, więc przynajmniej moje normalne spodnie będą suche. Podeszłam do końca brzegu tak jak wtedy i nie myśląc zbyt długo skoczyłam. Jeziorko wcale nie było malutkie tylko ogromne. Chciałam cofnąć czas i w ogóle tu nie przyjeżdżać. Tak strasznie chciałabym zmienić moją decyzje, ale już za późno. Trafiłam do wody. Była taka zimna. Brrrrr. Machałam całym ciałem by wydostać się na powierzchnie. Gdy już wynurzyłam się od razu zaczerpnęłam powietrza, które prócz umiejętności pływania było w tym czasie istotne. Podtrzymałam się pierwszej lepszej osoby przy, której byłam najbliżej.
- Uhmuhmumh- oddychałam ciężko.
- Wow, lepszy od mojego.- krzyknęła Soph .
- Trzymam cię, nie martw się.- szepnął do mnie Lou.
- Dziękuje.- cichutko mu odpowiedziałam.
Zamiast iść spać pływamy w lodowatym jeziorze. Dobre co nie?
- Płyniemy do nich?- wskazał na resztę, która dobrze się bawiła, ale kilkanaście metrów dalej.
- Chyba raczej ty popłyniesz, bo ja raczej na dno.- odpowiedziałam cicho, tak aby nikt mnie nie usłyszał. Mój policzek został pokryty falą czerwieni, co jest naprawdę u mnie normalne.- Nie umiem pływać.- dopowiedziałam najciszej jak tylko mogłam.
- Nie przejmuj się. Nikt nie będzie się śmiał, zapewniam ci to. Popłyniemy razem, ok?- zapewniał mnie.
- Dobra- złapałam jego rękę nieco mocniej,a on zaczął płynąć. Nikt zbytnio nie zwracał na nas uwagi. Pływaliśmy tak około godzinki, bo ktoś taki jak Niall musiał już iść spać. Tak ,,dobrze'' szła mi nauka. W końcu ci pierwsi w wodzie wyszli tak samo zresztą jak ja. Śliczna piżamka była mokra co wcale mi nie sprzyjało. Po wejściu do namiotu wraz z dziewczynami ubrałyśmy się w same podkoszulki. Owinęłam się ciepłym kocem i w sumie dobrze, bo trzydzieści sekund później wpadł Harry. Oczywiście ułożył się pomiędzy mną, a Pezz. Co wcale mnie nie zaskoczyło. Wspominałam już, że jest on mega zboczony? Jeżeli nie to mówię: Harry Styles jest zboczony. Ostatni raz sprawdziłam godzinę i zamknęłam oczy. Dziewczyny narzekały pod nosem coś na temat Hazzy, ale ten już spał. Wkrótce hałasy ucichły, a ja nadal nie mogłam zasnąć. Postanowiłam, ze przewietrzę się u mnie to norma. Wygramoliłam się z ciasnoty, ubrałam sweter i spodnie i w końcu wyszłam z tej duchoty. Dokładnie nie wiedziałam gdzie mam iść, więc zaczęłam kierować się w stronę plaży. Wiatr układał moje włosy w dziwne fryzury. Nie było wcale tak zimno, ale również nie ciepło. W oddali słyszałam śpiew ptaków. W mieść rzadko takie rzeczy są spotykane. Nawet nie wiem kiedy, ale zaczęłam nucić piosenkę:
Who’s that shadow holding me hostage? I’ve been here for days
Who’s this whisper telling me that I’m never gonna get away?
I know they’ll be coming to find me soon
But I fear I’m getting used to
Being held by you
Baby, look what you’ve done to me
Baby, look what you’ve done now
Baby, I’ll never leave if you keep holding me this way
Who’s this man that’s holding your hand and talking about your eyes?
Used to sing about being free, but now he’s changed his mind
I know they’ll be coming to find me soon
But my Stockholm syndrome is in your room
Yeah, I fell for you
(Kto jest tym cieniem, trzymającym mnie jak zakładnika?
Byłem tu wiele dni.
Kto szeptem mówi mi, że nigdy stąd nie ucieknę?
Obawiam się jednak, że przyzwyczaiłem się do bycia uprowadzonym przez ciebie.
Kochanie, zobacz, co teraz zrobiłaś.
Kochanie, nigdy cię nie opuszczę, jeśli będziesz trzymała mnie w ten sposób.
I mówi o twoich oczach?
Śpiewał, o byciu wolnym,
Ale teraz zmienił zdanie
Ale mój Syndrom Sztokholmski jest w tym pokoju
Tak, straciłem dla ciebie głowę.)