Przetarłam zaspane
jeszcze oczy.
Sen minął
mi nawet dobrze, pomijając moje obudzenie się o godzinie piątej. Jest mi
strasznie głupio za ojca. Przecież Louis jest taki miły, a jego też musiało
spotkać coś związanego z tym facetem. Wczoraj nie miałam siły myśleć na ich
temat. Nigdy im tego nie wybaczę, nawet
pewnie nie będą mnie błagać. Co ja bym bez ciotki zrobiła, aha już wiem
wylądowałabym na ulicy lub nadal
siedziała z Bradem w toksycznym związku. Każdym wydaje się, że to idealny
chłopak. Uprzedzam, tak nie jest i nie będzie. Na samym początku czyli jakieś
dwa lata temu też tak myślałam, jednak gdy go nie wysłuchałam uderzył mnie. Na
oczach rodziców i ci nic nie zrobiły z tym. Od tego czasu miałam od niego
znaczny dystans. Powinnam iść na śniadanie, ale po prostu nie mam na tyle siły
psychicznej. Leże już tak kilka dobrych godzin. W końcu usłyszałam ciche
pukanie do drzwi. Z silnym hałasem do pokoju weszła ciotka.
- Już nie
śpisz? Myślałam, że nie jesteś rannym ptaszkiem. - powiedziała żywym głosem.
- Wyjątek.
Zawsze wstaje później. Przepraszam cie ciociu, ale chyba pójdę się ubrać. -
oznajmiłam, wstając z łóżka. Pościeliłam je i ubrałam na nogi kapcie gościnne.
Minęłam Ane i udałam się do beżowej łazienki. Związałam włosy w luźnego koka.
Przemyłam twarz zimną wodą i tonikiem. Wymyłam moje białe ząbki i brązowe
włosy. Letnia woda spływała po nich. Od dzieciństwa zastanawiam się czemu włosy
są takie piękne w wodzie. Nałożyłam wiśniowy szampony i delikatnie
rozprowadzałam go. Tak kilka minut i wreszcie mogłam je rozczesać i wysuszyć.
Włączyłam prostownice. Niby niszczy włosy, ale też prostuje. Na rzęsy nałożyłam czarny tusz, a twarz pokryłam niewielką ilością pudru. Stwierdziłam, że włosy zostawię rozpuszczone. Włożyłam szlafrok i otworzyłam drzwi. Szybko pobiegłam do pokoju w celu wybrania ciuchów.
Miało być mi ciepło. No to będzie. Uwielbiam takie kolory. Mięta, brzoskwinia kocham. Szybko się ubrałam i zbiegłam na dół. W kuchni siedziała ciotka. Piła kawę i czytała gazetę.
- Gzie Alan?- zapytałam. Nigdy nie mówiłam ,, wujek Alan''. Zawsze Alan. Są małżeństwem od trzech lat. Nawet na ślubie nie byłam...
- Już w pracy. Zrobiłabym ci śniadanie, ale nie wiem co ty lubisz.- stwierdziła. W sumie skąd ma wiedzieć.
- Nie jestem wybredna, ale mam też ręce i nogi, więc dobrze, że nie robiłaś.- Tylko kiwnęła głową i oznajmiła, że zobaczymy się wieczorem.
W lodówce znalazłam mleko, a w szafce jakieś płatki, więc mamy smaczne połączenie. Miałam całą buzię wypełnioną, gdy zadzwonił telefon. Numer zastrzeżony? Szybko połknęłam jedzenie i odebrałam:
( Rozmowa)
-Halo?- zapytałam.
- Ubieraj się, wstawaj czy coś tam. Dzisiaj o czternastej po ciebie będę. - Już wiem kto to. Perrie.
- Może by tak ,, Hi przyjaciółko'' dopiero później to twoje.- odezwałam się.
- Sorrka, ale dzwonie szybko, bo ukrywam się przed tymi debilami.
- Co im zrobiłaś?
- Nic... tylko parodia You and I. Powiedziałam, że te sweterki to damskie są, a ci mają ochotę wrzucić mnie do basenu. Sama wiesz ich jest piątka, a ja jedna.
- Ale idioci. Powiedz, że też tak sądzę.
- Oczywiście, że powi...- urwało się. Później tylko krzyki: ,,Zostawcie mnie! Będę cała mokra! Jest zimno.'' i ich śmiechy.
Rozłączyłam się i dokończyłam jedzenie. Później pozmywałam naczynia i włożyłam telefon do torebki. Zamknęłam dom i ruszyłam w stronę przystanku. Znowu to samo czyli nic zbytnio ciekawego. Dzieci ślicznie bawiące się na podwórku. Wtedy przypomniało mi się coś.
Retrospekcja:
Wszyscy się dobrze bawią. Tylko ja siedzę i obserwuje innych. Znowu grają się w zbijaka. Nie cierpię tej okropnej gry. Nigdy nie wybierają mnie do swojej drużyny,a , że jest nas dokładnie trzynaście to ja zawsze zostaje. Nagle z moich rozmyśleń wyrwały mnie rozmowy nauczycielki z dziećmi z mojej klasy. To już druga klasa, a nikt nigdy ze mną nie rozmawiał.
- Jasmine boli noga. Pójdę z nią do pielęgniarki. a wy bawcie się ostrożnie.- nauczycielka podnosiła chudą Jasmine z ziemi.
- Dobra to my gramy w osłabieniu, więc zaczynami.- powiedział Josh.
- Przecież Isabella siedzi na ławce. Ona zagra za Jasmin.- stwierdziła nauczycielka, wołając mnie.
Nie pewnie wstałam z ławki i poszłam w stronę boiska. Nauczycielki już nie było widać.
- No szybciej cioto.- odezwała się Octavia.
- Jak to zepsujesz to nie ręczę za siebie.- krzyknął David.
- To nie ręcz i mnie pobij. Boisz się czy co?- zapytałam. To był mój pierwszy sprzeciw niemiłym i paskudnym dzieciakom z klasy.
- Ooo. UUU- krzyczeli z drugiej drużyny.
- Nam się stawiasz!? Masz przerąbane. - Tym razem odezwał się Thomas
Koniec Retrospekcji
Nie będę kończyć. Zostałam pobita. Złamana ręka. Najgorsze jest to, że nie zostali ukarani. Od tego czasu byłam pośmiewiskiem całej szkoły. Kilka lat później zmieniłam uczelnie, ale tam nie było wcale lepiej.
Weszłam do białego autobusu i kupiłam bilet pod kawiarnie, tą moją symboliczną kawiarnię. Droga minęła dość szybko, jednak wolę jeździć autem, którego już nie mam. Nim się obejrzałam musiałam już wysiadać. Dzisiaj wyjątkowo dopisywała pogoda. Słońce, ptaki. Otworzyłam ciężkie drzwi. W tym samym czasie zadzwonił dzwonek oznajmujący, że mają klienta. Podeszłam do dużej, drewnianej lady i zamówiłam kawę oraz szarlotkę. Gdy pani Emily mnie zobaczyła, przytuliła. Była dla mnie jak babcia. Kochana babcia. Zaprosiła mnie do stolika i kazała nie płacić za jedzenie. Oczywiście ja nalegałam, ale i tak uległam. Dobrze znała ona moją sytuacje, a gdy opowiedziałam jej, że odnalazłam ciotkę bardzo się ucieszyła. Powiedziała, że jeżeli szukam pracy może mnie zatrudnić. Zgodziłam się, bo po co szukać nie wiadomo gdzie, a szefową znam jak własną kieszeń. Tak minęły mi dwie godziny i trzeba było już wracać. Umówiłam się z panią Emily, że w czwartek zaczynam pracę. Chwile później siedziałam znowu w autobusie. Byłam tak cholernie głodna, że zjadłabym dosłownie wszystko. Mój głód się potwierdził gdy zapomniałam wysiąść o odpowiedniej porze. Przez co drałowałam dwa kilometry do domu. Zza rogu widziałam jakiś mini autobus? W sumie nawet nie wiem jak to nazwać. Może to Alana? W końcu czym on się zajmuję. Przyspieszyłam kroki aby zobaczyć co jest grane. W tedy ujrzałam.....................................................................................................................................................................................................................................................całe One Direction i Perrie. Zdezorientowana sprawdziłam godzinę. 14:38. Ups.
- Wreszcie! Gdzieś ty była?!- zapytał Niall.
- Przepraszam, przepraszam. Fakt spóźniłam się, ale to naprawdę było ważne. - tłumaczyłam się.
- Co było ważniejsze od nas?- zapytał tym razem Zayn
- Rozmowa o pracę. Udało się dostałam ją, więc można powiedzieć, że przyczyniliście się do tego- dalej ciągnęłam.
- Gratki!!- krzyknęła Pezz.
- Dzięki.- Przytuliła mnie.
- Dobra dosyć tych uczuć, teraz jedziemy na ognisko!- krzyknął podirytowany Harry.
- Na ognisko?- zapytałam
- Ognisko to takie coś gdzie się rozpala ogień, piecze kiełbaski, śpiewa. Prościej ,, dobrze się bawi''.- oznajmił Louis.
- Przecież wiem co to jest. Zaskoczyliście mnie. - Taka prawda zaskoczyli mnie.
- Skoro wiesz to już jedźmy co?- zapytał Liam
- Ok- krótko odpowiedziałam.
Wsiadłam do tego ,,busika'' i odjechaliśmy. Wygląda na to, że moje życie się rozkręca. Może nie było mi pisane być samotną? Dokładnie nie wiem, ale myślę, że dowiem się w najbliższym czasie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I mamy rozdział 6. Ostatni w tym wspaniałym roku. Życzę wszystkim Directionerką, aby w końcu odbył się koncert w Polsce <3 :* <3 Szczęśliwego Nowego Roku <3
Co do rozdziału to dodam może w Piątek. To będzie taki mój urodzinowy rozdział <3 :*
- Wreszcie! Gdzieś ty była?!- zapytał Niall.
- Przepraszam, przepraszam. Fakt spóźniłam się, ale to naprawdę było ważne. - tłumaczyłam się.
- Co było ważniejsze od nas?- zapytał tym razem Zayn
- Rozmowa o pracę. Udało się dostałam ją, więc można powiedzieć, że przyczyniliście się do tego- dalej ciągnęłam.
- Gratki!!- krzyknęła Pezz.
- Dzięki.- Przytuliła mnie.
- Dobra dosyć tych uczuć, teraz jedziemy na ognisko!- krzyknął podirytowany Harry.
- Na ognisko?- zapytałam
- Ognisko to takie coś gdzie się rozpala ogień, piecze kiełbaski, śpiewa. Prościej ,, dobrze się bawi''.- oznajmił Louis.
- Przecież wiem co to jest. Zaskoczyliście mnie. - Taka prawda zaskoczyli mnie.
- Skoro wiesz to już jedźmy co?- zapytał Liam
- Ok- krótko odpowiedziałam.
Wsiadłam do tego ,,busika'' i odjechaliśmy. Wygląda na to, że moje życie się rozkręca. Może nie było mi pisane być samotną? Dokładnie nie wiem, ale myślę, że dowiem się w najbliższym czasie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I mamy rozdział 6. Ostatni w tym wspaniałym roku. Życzę wszystkim Directionerką, aby w końcu odbył się koncert w Polsce <3 :* <3 Szczęśliwego Nowego Roku <3
Co do rozdziału to dodam może w Piątek. To będzie taki mój urodzinowy rozdział <3 :*
Szkoda, że Iz ma taką przeszłość ale dzięki Lou będzie miała lepszą przyszłość. Kiedy oni uświadomią sobie, że się kochają. Może coś wydarzy się na ognisku. Szczęśliwego Nowego Roku!
OdpowiedzUsuńDzieki :*
UsuńHej :) W końcu nadrobiłam wszystkie rodziału XD
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest ciekawe i myślę, że z każdym rozdziałem robi się coraz lepsze
Dzięki :*
OdpowiedzUsuń